Share This Article
Gdzie wybrać się na narty za granicę? Pokażemy Ci kawałek austriackich Alp, w których na pewno nie będziesz się nudzić.
Z niecierpliwością czekaliśmy na nasz urlop w Austrii. Już w domu szukaliśmy na gopass.travel ośrodków, które chcemy odwiedzić. Wybór padł na kilka z nich, które są stosunkowo blisko siebie. Ponadto jest tam także wiele możliwości uprawiania skitouringu i narciarstwa biegowego. To coś dla nas. Z entuzjazmem pakujemy wszystkie rodzaje nart (biegowe, zjazdowe, skitury) i ruszamy.
Celem naszej wyprawy jest malownicza wieś Mallnitz pośród gór, do której docieramy pod wieczór po 8-godzinnej podróży z Liptowskiego Mikulasza. Dlaczego właśnie Mallnitz? Miejscowość leży praktycznie pośrodku pięciu ośrodków, w których możemy korzystać z Gopassu. Ale wszystko po kolei.
Dzień 1 – szusowanie na lodowcu
Każdy poranek wyglądał tak samo. Pobudka o 7:00, przy śniadaniu sprawdzamy pogodę i warunki w ośrodkach, decydujemy, dokąd pojedziemy, ładujemy narty i ruszamy. Pierwszego dnia wybór padł na Mölltaler Gletscher, ośrodek oddalony od nas o jakieś pół godziny drogi. W górach zapowiadali wiatr, ale nie jakiś straszny. Ponadto w kolejnych dniach wiatr ma się nasilić. W przypadku niesprzyjających warunków ośrodek jest całkowicie zamknięty, dlatego nie chcemy go przegapić. Jak się później okazało, dobrze zrobiliśmy. W następnych dniach Mölltaler był całkowicie zamknięty.
Parkujemy bezpośrednio pod kolejką linową (za darmo), w aplikacji Gopass sprawdzamy jeszcze warunki, aktywujemy karnety i ruszamy. Wejście do tego ośrodka było dla nas czymś niezwykłym. Wsiadamy do podziemnej kolejki linowej, która nazywa się Gletscher Express i zabiera nas na górę. Wysiadamy i pośród gór otwiera się przed nami zupełnie inny świat. Następnie jedziemy gondolą Eisseebahn i podziwiamy niesamowita widoki. Przed nami piękne, szerokie, dziewicze stoki otoczone górami. Nie wiemy, czy iść od razu na narty albo podziwiać widoki, albo odwiedzić restaurację Eisee z ogromnym tarasem i panoramicznym widokiem. Postanowiliśmy połączyć wszystko naraz i podczas jazdy na nartach, co jakiś czas zatrzymujemy się i po prostu napawamy się tym widokiem.
Pogoda jest przyjemna, słoneczna, ale wraz ze wzrostem wysokości n.p.m. rośnie też siła wiatru. Z tego powodu najwyżej położone stoki są zamknięte, a kursowanie kolejek linowych zostało wstrzymane. Nie możemy zatem dotrzeć do najwyższego punktu w ośrodku – szczyt Schareck (3 122 m n.p.m.), trochę szkoda, ale cieszymy się jazdą na nartach przynajmniej na otwartych odcinkach. A to jest prawdziwa frajda. Bez czekania w kolejkach, bez tłoku na stokach, dosłownie dziwimy się, jak to jest możliwe, skoro ośrodek nie jest w pełni otwarty. Nie zastanawiając się dłużej cieszymy się na wpół pustymi stokami, czasami dosłownie tylko dla nas. O trzeciej po południu wiatr wzmaga się na tyle, że ośrodek zostaje zamknięty. Rozpoczyna się seria wietrznych dni. Ale my z łatwością sobie z tym poradzimy. 🙂
Dzień 2 – narty biegowe i relaks w Bad Kleinkirchheim
Pogoda nie wygląda dobrze. Już rano po otwarciu drzwi balkonowych, jest dla nas jasne, że tego dnia szusowanie w górach nie będzie możliwe. Mieliśmy w planie ośrodek Heilgenblut am Grossglockner, położony u podnóża najwyższej góry Austrii – Grossglockner (3 798 m n.p.m.), ale właśnie w tym rejonie wiatr jest najsilniejszy i ośrodek został zamknięty z powodu złych warunków. W podobnej sytuacji są też sąsiednie ośrodki – Mölltaler Gletscher i Ankogel Mallnitz. Wszystkie trzy znajdują się w najwyższym paśmie górskim austriackich Alp – Wysokie Taury, które przez cały tydzień będą trochę przeklęte. Nic nie szkodzi. Wdrażamy plan B.
Niedaleko, nieco dalej na południe, mamy na liście jeszcze 2 ośrodki. Na południu pogoda zapowiada się dużo lepsza, ale jest już dosyć późno, więc dziś postanawiamy wybrać się na biegówki. Jedziemy do oddalonego o godzinę drogi miasteczka Bad Kleinkirchheim, które jest dosłownie sercem ogromnego ośrodka narciarskiego. Ale o tym później. Dziś będziemy odkrywać trasy biegowe, których również tutaj nie brakuje. Jeszcze będąc w domu spodobało nam się to miasteczko i zaplanowaliśmy tu 3 rzeczy – jazdę na nartach, jazdę na biegówkach i wellness. Po przybyciu na miejsce, spodobało nam się tu jeszcze bardziej. Podobała nam się też pogoda. Żadnego wiatru, tylko słońce, dosłownie inny świat.
Przyjechaliśmy na bezpłatny parking obok centrum wellness Thermal Römerbad, gdzie rozpoczynają się także trasy do uprawiania narciarstwa biegowego i znajduje się jedna z wielu kolejek linowych. W czasie naszej wizyty przygotowana była tylko jedna 8-kilometrowa pętla, ale tras jest tu znacznie więcej. Jazda na biegówkach w takich okolicznościach przyrody, to po prostu bajka. Teren jest raczej płaski, gdzieniegdzie lekkie wzniesienie i wszystko idzie gładko. Idealne miejsce dla początkujących. Robimy 2 okrążenia i mamy dość. A czym byłby wyjazd na narty bez wygrzania się w saunie? Bardzo lubimy sauny, dlatego jesteśmy pełni oczekiwań.
Najpierw odwiedzimy część basenową, która nie jest zbyt duża. Cóż, odkryty basen mówi sam za siebie. Kąpanie się tuż pod stokiem narciarskim ma w sobie coś wyjątkowego. Jednak nigdy nie lubiliśmy długiego pluskania się w wodzie, dlatego po chwili kierujemy się do sauny. Nie da się tego opisać ani słowami, ani zdjęciami (zresztą robienie zdjęć jest tutaj zabronione). Po prostu „Wow!”. Aby wejść do każdej sauny potrzebowalibyśmy całego dnia. Są tutaj nie tylko sauny, ale też kolejne baseny z jeszcze lepszymi widokami, jacuzzi, balie z lodem… Jeśli jesteś miłośnikiem sauny, przyjedź tu na cały dzień. To idealne miejsce, gdy popsuje się pogoda. I tak w pełni zrelaksowani, zadowoleni, uśmiechnięci i jednocześnie przyjemnie zmęczeni kończymy nasz drugi dzień.
Dzień 3 – zalany słońcem Goldeck
W Wysokich Taurach znów zapowiadają silny wiatr. Rano zapada szybka decyzja, jedziemy ponownie na południe. Tym razem kierujemy się do ośrodka Goldeck, pół godziny drogi od miejsca noclegu, zatem podróż nie jest zbyt długa. Już o dziewiątej wsiadamy do kolejki linowej z dolnego, bezpłatnego parkingu. Podróż kolejką linową była długa, pokonaliśmy 1233 m przewyższenia, ponad 3 km i dotarliśmy do stacji Bergstation. Właśnie tu zaczyna się raj dla narciarzy.
Ośrodek nie jest duży, mają tu 25 km przygotowanych tras zjazdowych, 2 wyciągi dla dzieci i 2 wyciągi krzesełkowe. My przez cały dzień korzystaliśmy z tych dwóch krzesełkowych i świetnie się bawiliśmy. W południowej części regionu nie było żadnych oznak wiatru, aż nam się nie chciało wierzyć, że kilka kilometrów dalej była wichura. A stoki? Szerokie, wyratrakowane, idealne,… Nie będę wychwalać pod niebiosa, ale podobnie jak na Mölltalerze, tutejsze trasy są naprawdę fantastyczne. Stoki są tu raczej łagodniejsze i znajdują się tu tylko niebieskie i czerwone trasy zjazdowe. Pewnie dlatego było tutaj sporo dzieci. Idealne miejsce dla rodzin i nauki jazdy na nartach, ale zaawansowani narciarze też znajdą tutaj coś dla siebie. A ponieważ wcale nie trzeba czekać w kolejce do wyciągu (nie wiem, czy zawsze tak jest, albo tylko nam się poszczęściło), po całym dniu spędzonym na nartach, naprawdę mamy dość.
Nie chcieliśmy jeździć do upadłego i znaleźliśmy świetny taras widokowy w najwyższym punkcie ośrodka – na szczycie Goldeck (2 142 m n.p.m.), gdzie robiliśmy sobie przerwy w ciągu dnia. Przed nami rozciągał się piękny widok na Alpy Julijskie. Widoczność była doskonała i wyraźnie widzieliśmy Mangart, Triglav i inne szczyty.
Wyjeżdżamy z Goldeck opaleni i ciekawi tego, co przyniesie nam pogoda w najbliższych dniach. Czy wiatr w końcu ucichnie i będziemy mogli cieszyć się białym szaleństwem pod Grossglocknerem?
Niniejszy artykuł powstał we współpracy z magazynem MTHIKER.sk.