Share This Article
Znasz to uczucie, gdy planując wakacje, myślisz, że przejrzałeś i wygooglowałeś już wszystko i nic nie jest w stanie Cię zaskoczyć? Tak się składa, że zawsze coś się jeszcze znajdzie. Ostatnim razem było to podczas wizyty w Tatrach Wysokich. Zobaczyłem reklamę Kolacji pod gwiazdami. Łomnicki Staw znam stosunkowo dobrze, głównie z zimowych wyjazdów narciarskich, a możliwość zobaczenia go wieczorową porą była niezwykle kuszącą zachętą. W dodatku nawet moja partnerka „niespodziewanie” ucieszyła się z możliwości przeżycia Kolacji pod gwiazdami. Nadszedł D-Day.
Zaczyna się wieczorna przejażdżka
Wieczorna jazda kolejką rozpoczyna się przy pubie muzycznym Humno w Tatrzańskiej Łomnicy, gdzie zaparkujemy i po dokonaniu rejestracji udamy się w stronę kolejki linowej. Czeka nas transport do stacji pośredniej Start, a następnie na Łomnicki Staw. Nawet jazda na Start pomarańczową sześcioosobową kanapą wczesnym wieczorem jest przeżyciem samym w sobie, ponieważ w porównaniu z pierwotną kabiną widoki i uczucie bycia w górach są chyba 100x intensywniejsze.
Oddychasz głęboko powietrzem, którym normalnie oddychają tylko ptaki, a ich podniebne pokazy możesz podziwiać dookoła. Powoli daje się we znaki także żołądek. Jazda pierwszą kolejką dobiega końca, a pracownicy obsługi zdążą nas jeszcze roześmiać i z uniesionym palcem wskazującym głośno recytują jak litanię instrukcję wysiadania „jeszcze nóżki w górze, jeszcze, a teraz hop“. Śmiejemy się i przechodzimy do nowoczesnej kabiny, która zabierze nas ze Startu na Łomnicki Staw. Słońce już dawno schowało się za grzbietem Tatr, ale w połączeniu z chmurami jego magia trwa. Kiedy wysiadamy na Łomnickim Stawie, mój wzrok przykuty do wspaniałej Łomnicy oderwie dopiero kieliszek wina musującego, którym witają nas przy wejściu do restauracji. Już tylko rzut oka na lunetę przygotowaną na tarasie i wchodzimy do restauracji Panorama.
Współczesna historia
Pomieszczenia, w których niegdyś znajdowała się górna stacja kolejki gondolowej na Łomnicki Staw, zostały przekształcone w nowoczesną i funkcjonalnie urządzoną przestrzeń z ogromnymi oknami i designerskim oświetleniem. Atmosfera wieczorna w porównaniu z atmosferą w ciągu dnia, to zupełnie inny poziom. I to nie tylko ze względu na klimatyczny występ żeńskiego zespołu La Speranza.
Moment, na który czekaliśmy najbardziej
Po powitaniu w końcu TO przyszło. Zaproszenie do stołów bufetowych poprzedzone było informacją od gospodyni, czego możemy się spodziewać – jedzenie, napoje, gwiazdy, kultura. Uff, całkiem sporo jak na jeden wieczór. Ale wszystko po kolei. Już samo wejście do restauracji ze stołami uginającymi się pod gustownie zaaranżowanymi smakołykami sugeruje, że kolacja będzie długa. Tutaj wspomogę się menu, w którym znaleźliśmy:
Przystawki
- fingerfood terrina z kozim serem i pomidorami
- fingerfood ze sfermentowanym łososiem i burakami oraz chrzanem
- fingerfood z kaczką i komosą warzywną
- bufet sałatkowy (mieszanka świeżych warzyw, sałata liściasta, sałatka ziemniaczana, surówka Coleslaw)
Zupa
- Kremowa zupa grzybowa
Dania główne
- tradycyjne bryndzowe haluszki z boczkiem
- gnocchi ze szpinakiem i pomidorami
- kotlet piccata z kurczaka
- bio wędzony ser krowi
- karkówka sous-vide na duszonej czerwonej kapuście
- wołowe ragout z czerwonym winem
Dodatki
- warzywa gotowane na parze z masłem
- pieczone ziemniaki w mundurkach
- ryż gotowany na parze
- knedlik bułczany
- świeże pieczywo
Desery
- mini gofry z bitą śmietaną i owocami
- panna cotta z owocami
- malinowe brownies
- owoce
Przyznaję szczerze. Nie próbowałem wszystkiego. To było niemożliwe. Już po pierwszych kanapeczkach zrozumiałem, że tradycyjne słowackie „skosztuję wszystkiego“ będzie „ze względu na pojemność“ poza zasięgiem. Dlatego starałem się głównie delektować. Ser kozi był wyśmienity, kaczka pyszna, gnocchi ze szpinakiem i pomidorkami koktajlowymi były doskonałe. Jednak podekscytowanie jedzeniem szybko zostało zastąpione dobrze znanym uczuciem, gdy dalej jadły już tylko oczy, ponieważ reszta ciała po prostu zasunęła rolety, a widok zapełnionych stołów pozostał w pozycji ciężkiej prowokacji. Panna cotta z owocami miała być pierwotnie lekkim, słodkim zakończeniem kolacji, ale kiedy zobaczyłem mini gofry z bitą śmietaną i owocami, nie mogłem im się oprzeć. Widzieliśmy więc pierwsze gwiazdy jeszcze przed tymi na niebie.
Po pysznym posiłku poszliśmy podziwiać prawdziwe gwiazdy. Niestety chmury zasunęły kurtynę i jedyne gwiazdy, jakie nam pozostały, to te na ekranie projekcyjnym w kawiarni, gdzie pełen entuzjazmu astronom wyjaśniał uczestnikom tajemnice ciemnego nieba. Ponieważ ani ja, ani moja partnerka nie jesteśmy miłośnikami wykładów, poszliśmy na wieżę widokową Encián.
Magiczna kropka na końcu
Zła, zła, zła logistyka . Po porządnej kolacji wchodzenie po schodach było nie lada wyzwaniem. Mimo to już po pierwszym kroku na tarasie zmysły ożyły. Trudno powiedzieć, czy to było świeże tatrzańskie powietrze albo chmury wiszące nad granitowymi ścianami Kieżmarskiego Szczytu i Łomnicy, ale oprzytomniałem bardzo szybko. Magiczne miejsce. Pode mną okno restauracji mrugało w mroku jak latarnia morska, przed nami skalne ściany, zbliżające się w naszą stronę chmury, wiatr i dochodzące z daleka fragmenty piosenki Cohena – Hallelujah. Nie musisz mieć przed oczami tandetnego zdjęcia zachodzącego słońca, by cieszyć się wyjątkową chwilą w górach wraz z influencerami uginającymi nogi zgodnie z insta podręcznikiem podstawowych pozycji. Właśnie w takich surowych momentach szybciej poczujesz, czym są góry. Możliwe, że w dodatku intensywniej niż widząc idylliczną panoramę z blaszanym niebem. Schodzimy z wieży i zatrzymujemy się w Galerii Encián – wystawa obrazów, historyczne zdjęcia z budowy kolejki linowej, nieoczywiste rzeczy w nieoczywistym miejscu, łapka w górę. Wychodząc z galerii schodzimy po schodach i podziwiamy przekazy pozostawione przez dawnych zwiedzających, które zostały wyryte w cegłach, z których zbudowano budynek i wieżę. To jest naprawdę świetna kropka nad i. Po kolacji pod (ukrytymi) gwiazdami. Mile spędzonym wieczorze w wyjątkowym miejscu z wyjątkową osobą.
PS: Kolejką linową zjeżdżamy w dół. O ile niektórzy uczestnicy „wycieczki“ korzystają z możliwości bezpłatnego wejścia do Music Pub-u HUMNO, my już mamy dosyć. Dobre jedzenie i Cohen zrobiły swoje.